Kanada część 1

przez Artykuł nadesłany
Odsłony: 14184

Podróż do Kanady

Nasza podróż do Kanady o mały włos nie zakończyłaby się już na lotnisku we Frankfurcie.

Również doświadczonym podróżnikom zdarzają się wpadki i kardynalne błędy początkujących. Dużo się u nas ostatnio działo. W roztargnieniu zostawiłam najpierw w poczekalni otwarty plecak ze wszystkimi dokumentami i walizkę. Nawet się nie zorientowałam, że nie mam przy sobie bagażu. Znalazła mnie policja i oddała zgubę. Potem mieliśmy problemy z odprawą w automacie. Na koniec przy okienku okazało się, że automat nie wykrztusił kart pokładowych, bo nie posiadany wymaganych dokumentów!

Zasugerowaliśmy się, że do Kanady jest ruch bezwizowy i nie doczytaliśmy, że od 2016 roku wymagane jest pozwolenie ETA przy wjeździe do kraju drogą lotniczą - coś w rodzaju wizy elektronicznej. Kiedy impuls nadal szukał mojego mózgu i synapsy w żaden sposób nie mogły się ze sobą połączyć, Fabian wertował już Internet w komórce w poszukiwaniu odpowiedniego formularza. Jest! Wypełniamy nerwowo ETA: imię, nazwisko, zawód, pracodawca... Wreszcie płatność drogą elektroniczną i przycisk „wyślij”. W napięciu czekamy na udzielenie pozwolenia. Kilka minut później otrzymujemy na maila potwierdzenie w stylu „zapraszamy do Kanady”! Biegniemy do okienka do odprawy, a urzędnik od razu widzi w systemie zielone światło i drukuje nam karty pokładowe. Obecna technika mnie zadziwia, szokuje, a w momentach takich jak ten - fascynuje. Jakby to było kiedyś? Powrót do domu pierwszym pociągiem i wczasy „pod gruszą”.

 

Québec

Cały dzień leje jak z cebra, lecz nie przeszkadza nam to, by poznać Québec. To piękne historyczne miasto we wschodniej Kanadzie, jedyne w Ameryce Północnej na północ od Meksyku, w którym znajdują się fortyfikacje miejskie. Starówka zaliczona jest do Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO od 1985 roku.

Pierwsze, co rzuca nam się w oczy, to przepotężny hotel Château Frontenac, rozbudowywany przez wiele dziesiątek lat. Obecnie liczy sobie 600 pokoi i wcale nie wygląda jak hotel, tylko jak wielki zamek górujący nad miastem. Z tego powodu jest najczęściej fotografowanym hotelem świata! Obiekt ma też znaczenie historyczne. To tutaj spotkali się Roosevelt i Churchill i planowali lądowanie w Normandii, które miało miejsce w 1944 roku.

Wrażenie robi również bazylika Notre-Dame de Québec, którą odwiedził papież Jan Paweł II (kolebka katolicyzmu w Kanadzie).

Prowincję Québec przecina potężna rzeka Świętego Wawrzyńca. Samo słowo „Québec” oznacza w języku rodzimych Indian „miejsce, gdzie rzeka się zwęża”. Z ciekawostek natomiast słowo „Kanada” znaczy „wioska”! Baaardzo duże wioski mieli więc Indianie na myśli.

W prowincji Québec pierwszym i jedynym językiem urzędowym mieszkańców jest francuski. Samuel de Champlain dotarł na te ziemie przypadkiem szukając drogi morskiej do Chin - jak tłumaczył nasz lokalny przewodnik - i założył w 1608 roku kolonię Nową Francję. Po Francuzach przyszli Brytyjczycy, stąd francuskie i brytyjskie wpływy w architekturze. Bitwa o Québec z Brytyjczykami 13.09.1759 trwała zaledwie 30 minut i zakończyła się klęską wojsk francuskich. W bitwie zginęli dowódcy obu armii: gen Wolfe i Francuz Montcolm. Co ciekawe, w centrum miasta stoi jeden wspólny pomnik upamiętniający ich obu. Nowa Francja oficjalnie przestała istnieć w 1763 roku po podpisaniu pokoju paryskiego kończącego wojnę siedmioletnią w Europie. Według jego postanowień Francuzi musieli przekazać Brytyjczykom wszystkie swoje kolonie północnoamerykańskie.

Zaledwie kilkanaście kilometrów poza miastem Québec znajduje się potężny wodospad Montmorency o wys. 83 metrów! To o 30 metrów więcej niż wodospad Niagara. Zanim ruszyliśmy w drogę do Ottawy, zatrzymaliśmy się jeszcze w prowincji Québec przy wodospadach Chaudière.

(Natalia Brożko)